Dzisiaj przenosimy się do Boliwii z okazji trwających tam wyborów. Prezentujemy Wam dość bezpośrednią wypowiedź jednego z pisarzy, dzięki której możemy się dowiedzieć, jak naprawdę wygląda tam polityka.
Prawdopodobnie jest wynikiem wystrzałów armatnich
podczas Wojny o Pacyfik, a może moździerzy z Wojny o Chaco; możliwe, że swój
udział mają także bombardowania Rewolucji z ’52, a nie mniejszą winę ponoszą
tysiące pocisków, wypluwanych przez żołnierskie strzelby w czasach dyktatury. W
rzeczywistości nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, który z tych piekielnych
hałasów wywołał naszą głuchotę, być może dlatego, iż jest ona tak poważna, że
nawet nie słyszę głosu pamięci.
Problem braku słuchu jest ogromny (a mówię to bez
słyszenia samego siebie), zwłaszcza jeśli wciąż nie zdajemy sobie sprawy z
braku tego zmysłu (co połączone z utratą zdrowego rozsądku jeszcze bardziej
komplikuje naszą sytuację) i sądzimy, iż rozmawiamy między sobą, kiedy tak
naprawdę jedynym, co powstaje jest zbiorowy monolog. W tym kraju głuchych
dialog jest tylko iluzją. A my, tak łatwowierni, gdy widzimy w telewizji
ministrów i przywódców siedzących wokół stołu, łykamy historyjkę o tym, że
prowadzą dialog. Oczywiście, kiedy nikt nikogo nie słucha, przetrwają
konfrontacje.
W ten sposób nie powinno nas dziwić to, co wydarzyło
się w październiku 2003 roku*, ponieważ to jedynie skutek naszej głuchoty.
Głuchy prezydent, który nie dosłyszał burczenia milionów wygłodniałych
żołądków; głusi ministrowie, którzy nie mogli zrozumieć próśb obywateli; głusi
przywódcy, którzy nie słuchają nikogo, poza nimi samymi; głuchy naród, który
nie chce już więcej słuchać obietnic i potrzebuje natychmiastowych rozwiązań.
Wszystkie te elementy, którego wspólnym mianownikiem jest głuchota, zbiegły się
i powiększyły tamtego tragicznego października.
Gdyby nie byli głusi, na pewno żołnierze usłyszeliby
krzyki ofiar padających od kul z ich karabinów, pojawiłoby się w nich coś na wzór
współczucia i prawdopodobnie wycofaliby się do swoich kwater. Gdyby przywódcy
posłuchali, być może usłyszeliby to samo, co powinni byli usłyszeć żołnierze i
nie kontynuowaliby podnoszenia na duchu, popychając naród ku śmierci. W końcu,
gdyby nikt nie był głuchy, na pewno nie byłoby zabitych.
To, że my jesteśmy głusi to już jest problem; ale
to, że prezydent, jego ministrowie, przywódcy albo jakakolwiek osoba rządząca
ludźmi jest pozbawiona zmysłu słuchu – to już chaos. Ile kosztuje tych panów
kupienie aparatu słuchowego? Klasa polityczna mogłaby przeznaczyć cokolwiek ze
swoich diet, gratyfikacji, bonów i innych dodatków, żeby nabyć to niewielkie,
acz bardzo przydatne urządzenie. W tym samym celu klasa przywódców mogłaby
wykorzystać pieniądze z grzywien, które pobiera od biorących udział w pochodach
i blokadach (i których nikt nie kontroluje). Oczywiście, tylko jak moja
sugestia dotrze do głuchych uszu; może lepiej nie kontynuuję.
W każdym razie są czasami tak silne detonacje, że
przenikają przez uszy, tworząc złudzenie dźwięku; niemniej jednak to tylko
pomnaża problem. Na przykład dynamit pana Picachuri. Eksplozja była tak
ogromna, że była w stanie zagłuszyć lament ośmiu milionów Boliwijczyków
opłakujących porażkę z Chile*. Mogło się wydarzyć coś zupełnie przeciwnego –
gdybyśmy zwyciężyli, eksplozja radości skazałaby na ciszę poświęcenie byłego
górnika. Jednakże wydarzyło się to, co się wydarzyło – Picachuri nacisnął
przycisk detonatora i uciszył zespoły przygotowane do maratonu
folklorystycznego, co nie jest tak poważne jak uciszenie płaczu wdów i sierot,
które z tego powodu cierpiały. A nie był to „tuzin panów z pieniędzmi i
władzą”, byli to tylko dwaj źle opłacani funkcjonariusze policji.
Gdyby się nad tym lepiej zastanowić, być może uszka
działają i tak naprawdę jesteśmy, jak określiłby to Papirri, głusi duszą.
Najgorsze jest to, że dla tego typu głuchoty nie istnieje żaden aparat
słuchowy, który by zadziałał; niestety ten typ choroby leczy się tylko
Październikami. Tak, ten szczególny rodzaj głuchoty nie uznaje środków uśmierzających
– albo się ją leczy, albo się na nią cierpi. Cierpienie na nią oznacza skazanie
się na powolną śmierć; leczenie jej nie jest jednak mniej bolesne, ale
przynajmniej zapewnia nam nadzieję na lepsze czasy.
Po tym, co wydarzyło się z UD* i jego kandydatami w
Beni, byliśmy na skraju kolejnego Października, lub w tym wypadku, „Czarnego
Marca”, ponieważ czekano na to, aż
zwolennicy Ernesto Suáreza powstaną przeciwko instytucjom państwowym, a w
Trinidad paliła się Troja*. Na szczęście krew nie dotarła do rzeki. W zasadzie
nie było ani kropli krwi dzięki inżynierowi Suárezowi, który potrafił uspokoić
oburzenie swoich ludzi. Ernesto pokazał nam, że potrafi słyszeć, że posiada
zdrowy rozsądek, który określa dobrego przywódcę.
Z drugiej strony widzimy naszych głównych
rządzących, Evo Moralesa i Álvaro García Linerę, którzy nie tylko wzbraniają
się przed słuchaniem tych, których nie są ich politycznymi zwolennikami, ale również
popełniają poważne błędy wyborcze, a nawet konstytucyjne grożąc regionom nie wspieraniem
ich z różnego rodzaju działalnościami, jeśli ci nie poprą kandydatów partii
rządzącej. Czy to możliwe, że prezydent i wiceprezydent
zapomnieli o pracach realizowanych z naszych pieniędzy? To oni zarządzają
pieniędzmi wszystkich Boliwijczyków i Boliwijek, i to oni są zobowiązani do
przynoszenia korzyści z tychże zasobów całej populacji, będąc w większości czy
też mniejszości. Ale czemu służy mówienie im tego, skoro wielu próbowało i
poległo, ponieważ nasze grube ryby cierpią na głuchotę. Tak samo oskarżenie ich
za robienie kampanii, kiedy prawo wyraźnie tego zabrania, niczego nie zmieniło,
ponieważ czynili to nadal i wydaje się nawet, że z większą chęcią, być może
bojąc się porażki biało-niebieskich*.
Oby jednak nasza
dzisiejsza głuchota okazała się czymś przydatnym, w ten sposób, abyśmy my,
Boliwijczycy, pozostali głusi na groźby partii rządzącej i zagłosowali na tego,
kogo wskaże nasze sumienie, bez jakiejkolwiek presji.
____
* Październik 2003 – Prezydent Boliwii, Gonzalo Sánchez de Lozada, zrzeka się stanowiska i wyjeżdża do USA; zmiana rządu
* 30.03.2004 – zamach terrorystyczny Picachuriego. Tego samego dnia Boliwia przegrywa prestiżowy mecz u siebie z Chile 0:2 w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata 2006.
* Unia Demokratyczna, opozycyjna partia Eduardo Suáreza
* Unieważnienie partii UD za przeprowadzanie własnych sondaży
* z hiszp. albiazules; nawiązuje do kolorów partii MAS-IPSP (Ruch na rzecz Socjalizmu) rządzącej od 2006 roku. To bardzo długo, ponieważ ich poprzednicy rządzili po 2-4 lata. Ci boja się, że stracą władzę.
(tekst oryginalny: Willy Camacho, Nuestra Sordera, 29.03.2015, Página Siete
źródło zdjęcia: http://www.paginasiete.bo/u/fotografias/fotosnoticias/2015/3/27/gal-58451.jpg)
* Unia Demokratyczna, opozycyjna partia Eduardo Suáreza
* Unieważnienie partii UD za przeprowadzanie własnych sondaży
* z hiszp. albiazules; nawiązuje do kolorów partii MAS-IPSP (Ruch na rzecz Socjalizmu) rządzącej od 2006 roku. To bardzo długo, ponieważ ich poprzednicy rządzili po 2-4 lata. Ci boja się, że stracą władzę.
(tekst oryginalny: Willy Camacho, Nuestra Sordera, 29.03.2015, Página Siete
źródło zdjęcia: http://www.paginasiete.bo/u/fotografias/fotosnoticias/2015/3/27/gal-58451.jpg)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli spodobał Ci się nasz post, pozostaw po sobie jakiś ślad w postaci komentarza, będzie nam bardzo miło :) Pozdrawiamy i zapraszamy Cię do nas ponownie!