Kiedy masz 15 lat marzenia dzielą się na dwie kategorie - niewykonalne oraz zbyt niewykonalne, żeby w ogóle nazywać je marzeniami. Jednak, jeśli tak jak ja wychowujesz się na hasłach z serii „nigdy nie przestawaj marzyć" oraz całej gamie haseł nawołujących do ich spełniania, Twoje kategorie ulegają pewnej modyfikacji. Nie istnieje „czy", istnieje „kiedy". Takim „kiedy" w wieku 15 lat stał się dla mnie Meksyk.
![]() |
Cancún, Meksyk
|
Nasza
nietypowa przygoda zaczęła się dość niewinnie.
-Są
tanie bilety do Meksyku – powiedział Leman, chyba nie do końca jeszcze zdając
sobie sprawę z tego, do czego jestem zdolna, kiedy w moich uszach rozbrzmiewa
to słowo.
Był
listopad, a może grudzień, bo ja przecież nigdy nie pamiętam dat. W każdym
razie pogoda za oknem stanowiła konkurencję dla tej wewnątrz mnie, jak
przystało na leniwca przyzwyczajonego i uzależnionego od słońca w równym
stopniu jak od czekolady.
Nie
myślałam o tym, naprawdę. Z czystej, może nieco większej niż zwykle, ciekawości
zapytałam o miejsce. Oczywiście, jak mogło być inaczej – Cancún, moje odwieczne,
niewyobrażalnie wielkie marzenie. Wyostrzyłam wszystkie zmysły i przesunęłam się o
milimetr do przodu – jaka cena? Brzmiało naprawdę dobrze. Nieświadomi, postawiliśmy
kolejny krok i sprawdziliśmy pogodę. 25 stopni, pełne słońce. Przekręciło mi się coś w środku z zazdrości.
Po tym następuje ogromna czarna dziura w mojej głowie. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć prędkości kolejnych wydarzeń ani naszego rozumowania. W moich wspomnieniach zaraz po pogodzie następuje jednocześnie kilka faktów – wybieranie terminu, szukanie hotelu i dzwonienie do mamy, żeby przysłała mi rzeczy.
Rany,
moja mama jest już chyba przygotowana na wszystko, jeśli chodzi o mnie. No bo jak
inaczej wytłumaczyć jej kompletny brak zdziwienia, kiedy pewnego wieczoru
dzwonię ze słowami: „Mamo, lecimy do Meksyku. Wyślesz mi strój?”, na co ona ze
spokojem pyta: „Który i gdzie leży?”. Ona już wie, że trafiło jej się stuknięte
dziecko.
Kiedy
teraz o tym myślę to tak naprawdę podziwiam samą siebie za natychmiastową
gotowość poświęcenia wszystkich życiowych oszczędności na spontaniczny tydzień
w Cancún. Nie, żeby to było coś wyjątkowego, ale raczej uważałam siebie za
sknerę, mówiąc szczerze.
Te
wszystkie wydarzenia, od pogody, przez pisanie do znajomych z Meksyku i
przeliczanie, ile pieniędzy będziemy potrzebować aż do zamawiania biletów
przypominały trochę realistyczny sen z elementami surrealizmu. Oboje w zasadzie
nie zdawaliśmy sobie sprawy, co właśnie robimy. Moje życiowe marzenie zależało
od jednego kliknięcia. Leman, Cancún i ja. No, i szampan, którego wygrałabym
tuż po dotarciu na miejsce. 5 kwietnia 2013, qué hora es, Wrocław i dwa meksykańskie
zakłady.
Nie
wiem nawet, kiedy wybudziliśmy się z tego stanu. Nie pamiętam momentu, w którym
zdaliśmy sobie sprawę, że nanosekundy dzieliły nas od wydania kilku tysięcy na
tydzień na plaży. Ocknęliśmy się, spojrzeliśmy na siebie i już wiedzieliśmy, że
ta wyprawa nie będzie miała miejsca. Co powiedzielibyśmy, gdyby nas zapytano o
Meksyk? Jaki jest? Jakie miejsca zobaczyliśmy? Jak wygląda życie? Co jedliśmy?
Jak wygląda stolica? Nasza odpowiedź byłaby, w naszych oczach, dość żałosna.
Dlatego
planujemy nadal, bo oczywiście Meksyk jest tylko kwestią czasu. Wierzę, że
kiedy po raz kolejny pojawią się tanie bilety, my będziemy mieli już gotową
trasę, fundusze i spakowane plecaki, a szampan będzie się chłodził w jednym w przybrzeżnych barów.
M.
(źródło
zdjęcia: http://www.dondeir.com/wp-content/uploads/2015/01/Cancun1.jpg)
Taki tydzień to rzeczywiście niezbyt długo, szczególnie jak na kierunek marzeń. Życzę powtórzenia okazji na tańsze bilety w opcji dogodnej dla Was długości wyjazdu!
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Tym razem chcielibyśmy przynajmniej mieć jakiś plan, co chcielibyśmy zobaczyć i w jaki sposób, bo jednak jesteśmy bardziej zwiedzającymi niż leżącymi na plaży osobami ;)
UsuńW dzieciństwie snuje się wiele planów.Chce się leciec na księżyc, albo na drugi koniec świata.
OdpowiedzUsuńNie każdy kocha zimę i syberyjskie mrozy.To czas,kiedy wielu z nas przeniosłoby się w tropiki i piło schłodzonego szampana.
Marzenia i plany mają to do siebie,że jeżeli czegoś bardzo się pragnie, to się to realizuje i spełnia.Wszystko jest kwestią czasu.
Życzymy więc tego Meksyku!!!
Pozdrowienia-)
Bardzo dziękujemy! To prawda, marzenia da się spełniać, więc gorąco wierzymy, że i nam się uda, i polujemy na bilety :)
UsuńOwocnych poszukiwań i spełnienia marzeń :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)
UsuńMeksyk to mój ulubiony kraj, uwielbiam wszystko co z nim związane i chętnie czytam takie relacje. Dzięki za miły poranek.
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zgodzić. Meksyk to piękny i tak różnorodny kraj, że można się w nim zakochać. Pozdrawiamy i życzymy miłego dnia! :)
UsuńAle masz kochaną mamę! Aż mi się ciepło zrobiło na sercu czytając Waszą opowieść. Mimo, że podróż jeszcze nie doszła do skutku to jestem pewna, że przyjdzie moment na Pradziwą, Meksykańską Przygodę. Pozdrowienia I do usłyszenia!
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) My również mocno w to wierzymy, bo jak to mówią - dla chcącego nic trudnego ;) Pozdrawiamy i życzymy pięknego dnia!
Usuń