Przed Wami długo oczekiwana druga część wywiadu z profesorem Jerzym Achmatowiczem! Nie czytałeś jeszcze pierwszej? Zapraszamy TUTAJ
Wiemy, że jest pan osobą związaną z religią. Jaka jest różnica w postrzeganiu religii w Polsce i w krajach Ameryki Łacińskiej?
Ja nie widzę wielkiej różnicy. Katolicyzm
polski jest takim katolicyzmem, który ja określam mianem
ludowo-folklorystycznym. To nie jest taki kanon, który nosiłby w sobie jakieś
głębokie przemyślenia teologiczne czy rozważania. Zresztą do nas nigdy
specjalnie reformacja nie dotarła. Podobnie jest w Ameryce Łacińskiej, przy
czym, wiecie państwo, ze mną to jest tak, że to, co pan powiedział, było
zasadne wtedy, kiedy mieliście ze mną zajęcia, dzisiaj to już nie. Wszystko
płynie, ale też dzięki temu, że jak wszedłem po raz pierwszy na ten teren,
dostrzegam bardzo wiele rzeczy, których normalny praktykujący człowiek nie
dostrzega. Ja jestem tutaj w pełnym tego słowa znaczeniu neofitą, ale
postrzeganie rzeczywistości od strony nauki mi nie przeszkadza w ogóle, wręcz
odwrotnie: w wielu przypadkach mnie to stymuluje i jak wracam do swojej
monografii o objawieniach gwadelupskich, to widzę, że coś mnie tam popychało.
Tak myślę.
Religijność latynoamerykańską trzeba rozpisać na poszczególne kraje.
Dam przykład: Meksyk, dzień zmarłych. Nie ma nic wspólnego z naszą
obyczajowością, to jest fiesta, to jest taka próba przełamania strachu przed
śmiercią i słusznie zresztą, bo zgodnie z dosłownym przekazem Pisma nie ma się
czego bać śmierci, bo przecież śmierć jest przejściem, jasne – pod pewnymi
warunkami, do lepszego życia. I to u Meksykanów akurat zahacza się o
pozostałości prehiszpańskie. Weźmy obyczaj, który obecny jest w całej Ameryce
Łacińskiej, związany z osobą zmarłą. Czasami odnoszę wrażenie, że u nas rodzina
i najbliżsi chcieliby się tego trupa jak najszybciej pozbyć, jakoś tak wadzi. W
Ameryce Łacińskiej jest zupełnie inaczej. Jest taki obyczaj, który nazywa się velorio i w zależności od kraju trwa
tydzień, 5 dni, dwa tygodnie, różnie. W trakcie tego velorio ludzie się gromadzą przy zmarłym, w niektórych krajach ze
względów higienicznych czy biologicznych jest tam szybka, w niektórych jest
trumna odkryta. I skąd się to bierze? Mianowicie bierze się z przekonania w
Ameryce Łacińskiej, że zmarłego trzeba pożegnać, że trzeba z nim być, bo nie
wiemy, kiedy dusza opuszcza ciało. I byłoby głupio, gdyby dusza opuszczała
ciało i była taka samotna. Trzeba jakoś być z nią, napić się, coś skonsumować,
powspominać.
W całej Ameryce Łacińskiej państwo spotkacie się z czymś, co u nas nie istnieje: domy pogrzebowe. Domy pogrzebowe, gdzie są sale, w których leży sobie delikwent, który zszedł z tego świata i jest ogłoszone, że el velorio pod takim a takim adresem, od takiego do takiego dnia, w takich a takich godzinach i rodzina, przyjaciele przychodzą do zmarłego. To jest normalne. W Polsce tego nie ma. Jeśli chodzi o warstwy mniej zamożne ludzie w dalszym ciągu umierają w domach, blisko. Ta śmierć ma wciąż charakter osobisty, personalny. Natomiast w Europie śmierć się odpersonalizowała i pod tym względem się różnimy. Te emocje są inne. Ponadto, kościół w całej Ameryce Łacińskiej jest zaangażowany w politykę i w ubiegłym wieku ze względu na dominujące w różnych miejscach dyktatury wojskowe, naruszające w sposób nagminny prawa człowieka, kościół angażował się na rzecz pokrzywdzonych, nie reprezentując żadnej organizacji lewackiej, ani lewicowej, tylko ze względów czysto ludzkich. Arcybiskup Santiago i prymas Chile, Raúl Silva Henríquez, w momencie zamachu stanu w Chile 11.09.1973 roku wydał ogłoszenie potępiające zamach, które zostało wydrukowane w El Mercurio, jednak cały nakład został skonfiskowany. Ci, którym udało się to w ogóle kupić, do dzisiaj to przechowują jako hueso santo, jako zdobycz albo skancerowany znaczek z XIX wieku.
![]() |
Stela w Copán (Honduras) |
W całej Ameryce Łacińskiej państwo spotkacie się z czymś, co u nas nie istnieje: domy pogrzebowe. Domy pogrzebowe, gdzie są sale, w których leży sobie delikwent, który zszedł z tego świata i jest ogłoszone, że el velorio pod takim a takim adresem, od takiego do takiego dnia, w takich a takich godzinach i rodzina, przyjaciele przychodzą do zmarłego. To jest normalne. W Polsce tego nie ma. Jeśli chodzi o warstwy mniej zamożne ludzie w dalszym ciągu umierają w domach, blisko. Ta śmierć ma wciąż charakter osobisty, personalny. Natomiast w Europie śmierć się odpersonalizowała i pod tym względem się różnimy. Te emocje są inne. Ponadto, kościół w całej Ameryce Łacińskiej jest zaangażowany w politykę i w ubiegłym wieku ze względu na dominujące w różnych miejscach dyktatury wojskowe, naruszające w sposób nagminny prawa człowieka, kościół angażował się na rzecz pokrzywdzonych, nie reprezentując żadnej organizacji lewackiej, ani lewicowej, tylko ze względów czysto ludzkich. Arcybiskup Santiago i prymas Chile, Raúl Silva Henríquez, w momencie zamachu stanu w Chile 11.09.1973 roku wydał ogłoszenie potępiające zamach, które zostało wydrukowane w El Mercurio, jednak cały nakład został skonfiskowany. Ci, którym udało się to w ogóle kupić, do dzisiaj to przechowują jako hueso santo, jako zdobycz albo skancerowany znaczek z XIX wieku.
Czym jest USOPAŁ i skąd pomysł na jego stworzenie?
![]() |
Przyjaciel profesora |
To może zmieniając nieco temat, dla rozładowania atmosfery… Spotkaliśmy
się z Panem na koncercie Buiki i chcielibyśmy się dowiedzieć, jakie są Pańskie
wrażenia.
Myślę, że to wielka artystka,
natomiast mnie nie odpowiada jej tembr głosu. Dla mnie to jest zbyt skrzekliwe.
Wolałbym nie tak drapieżną historię. Oczywiście flamenco ma tę drapieżność, ale
nie taką. Może to jest spowodowane tym, że skrzek pewnej pani poseł mi się tu nałożył.
W każdym razie nie przeczę – to wielka artystka i to, co ona robi ze swoim głosem,
ta wielka skala, to też jest fenomenalne i myślę, że potrafi przekazać to, co
najważniejsze w tym flamenco. Chciałbym też podkreślić, że zespół, który jej
towarzyszył, to… zawodowcy. 100% zawodowcy.
Jaki jest Jerzy Achmatowicz prywatnie?
Strasznie upierdliwy. Myślę, że
nie ma wielkiej różnicy pomiędzy tym, co jest na sali a prywatnością. Na sali
może mam lepszą wymowę hiszpańską niż polską, po polsku strasznie szeleszczę.
Kiedyś zdawałem do szkoły teatralnej, ale nie przyjęli mnie ze względu na szeleszczenie.
Był chyba rok 1969 – 100 lat temu. Prywatnie oczywiście siedzę w nauce,
uprawiam w sposób szalony sport, staram się być codziennie na kortach
tenisowych, jeżdżę na nartach, jak jest śnieg. Co prawda nie nadzwyczajnie, ale
upieram się, że będę jeździł. Jestem ojcem dwóch córek, fenomenalnych zresztą,
dziadkiem czworga wnuków. Myślę, że prywatnie mam pewien problem, bo powiem wam,
że chciałbym, żeby świat się kręcił wokół mnie. I nie zawsze jest to dobre, ale
walczę z tym, bo jestem jedynakiem wychowanym tylko przez śp. mamę. I to na
pewno zostawia jakiś ślad na osobowości, takiej trochę egolatrii, egoizmu. Co
prawda mamusia próbowała walczyć z tym wszystkim, ale musiała też walczyć o
życie od strony ekonomicznej i nie miała za dużo czasu.
Prywatnie mam także mnóstwo wad, ale lubię gotować, jeśli trzeba. Karkówka, którą robię jest podobno fenomenalna. Kiedyś bardzo dużo czytałem literatury, ale doszedłem do wniosku, że szkoda mi czasu i teraz czytam tylko to, co jest związane z moją robotą, z wyjątkiem rzeczy, które w jakiś sposób mają związek z moją przeszłością ideologiczną. W tej chwili czytam książkę Apokalipsa Koby – taki wielki librak poświęcony Stalinowi. Książka jest dziwnie napisana, jako apokryf. Mianowicie, ktoś znalazł rękopis najbliższego przyjaciela Stalina i na podstawie tych wspomnień, które ktoś spisał, napisał taką książkę. Jest fenomenalna. Pod względem faktograficznym nie odbiega za bardzo od historii, oczywiście ma tam jakąś poetykę, ale rozczytuję się w tym. Natomiast czasami sięgam do wierszydeł, bo sam się też kiedyś tym parałem i bardzo chętnie czytuję poetów latynoskich – Benedettiego, Gabrielę Mistral, Nerudę.
Prywatnie mam także mnóstwo wad, ale lubię gotować, jeśli trzeba. Karkówka, którą robię jest podobno fenomenalna. Kiedyś bardzo dużo czytałem literatury, ale doszedłem do wniosku, że szkoda mi czasu i teraz czytam tylko to, co jest związane z moją robotą, z wyjątkiem rzeczy, które w jakiś sposób mają związek z moją przeszłością ideologiczną. W tej chwili czytam książkę Apokalipsa Koby – taki wielki librak poświęcony Stalinowi. Książka jest dziwnie napisana, jako apokryf. Mianowicie, ktoś znalazł rękopis najbliższego przyjaciela Stalina i na podstawie tych wspomnień, które ktoś spisał, napisał taką książkę. Jest fenomenalna. Pod względem faktograficznym nie odbiega za bardzo od historii, oczywiście ma tam jakąś poetykę, ale rozczytuję się w tym. Natomiast czasami sięgam do wierszydeł, bo sam się też kiedyś tym parałem i bardzo chętnie czytuję poetów latynoskich – Benedettiego, Gabrielę Mistral, Nerudę.
Życie zawodowe i prywatne się jakoś panu tak łączy?
No nie, szkoda mi czasu. W domu,
jeżeli nie pracuję nad czymś tam, to rozważam, co będę robił, a w chwilach
rzeczywiście wolnych oglądam filmy, jeśli się trafi jakiś bardzo ciekawy, a to
się zdarza raz na rok. Mam cyfrowy Polsat, jest 45 milionów kanałów i nie ma co
oglądać, ale tenis oglądam z przyjemnością. Piłki nożnej już nie oglądam, bo
mnie nudzi. Chyba, że to jest jakiś fenomenalny mecz z mistrzostw świata.
Kiedyś oglądałem więcej. Jak byłem w Ameryce Łacińskiej z uporem maniaka
oglądałem Real Madryt, bo grał tam Chilijczyk, Ivan Zamorano. Geniusz,
nastrzelał tych goli strasznie dużo, wielokrotnie zdobywał tzw. Pichichi za najwięcej strzelonych goli.
Ze względu na Zamorano mecze Realu Madryt transmitowali w Chile. I miłość do
tenisa też się obudziła w Chile, bo był taki chilijski tenisista, który 6
tygodni był nr 1 na świecie, nazywał się Marcelo Ríos. Znany powszechnie jako El Chino.
Od prawie 7 lat nie palę. W dniu,
kiedy dostałem telefon, że urodził się Jasiek, chwyciłem papierochy, pstryk do
kosza i koniec.
A w domu, z rodziną, rozmawia Pan po hiszpańsku?
Nie, nie. Ze starszą córką
czasami, kiedy jesteśmy w publicznym miejscu i mamy sobie jakieś tajemnice do
przekazania. Natalia, starsza córka, kończyła filologię u nas na uniwersytecie,
nawet miałem z nią zajęcia na ostatnim roku. Skończyła iberystykę i potem
poszła na psychologię. I ona jest właśnie mamą Jaśka i bliźniaczek. Bliźniaczek
– cwaniaczek.
Ostatnie pytanie – ile wygrał Pan w milionerach?
Tysiąc złotych. Padłem na bardzo głupim
pytaniu, mianowicie: które drzewo gubi igły na zimę. Wśród odpowiedzi była
sosna, limba, cis i modrzew. Wziąłem pół na pół – została sosna i modrzew.
Pomyślałem, że jak się idzie zimą przez las to jest pełno igieł, więc pewnie to
sosna. Moja córka, która siedziała na sali, miała ochotę mnie zamordować, kiedy
usłyszała odpowiedź. Przekombinowałem. Jak się siedzi naprzeciwko Urbańskiego
to człowiek głupieje. Miałem telefon do przyjaciela, który był botanikiem, więc
by mi odpowiedział od zaraz, ale ja, nie wiedzieć czemu, uparłem się na to pół
na pół. Moje usprawiedliwienie jest takie, że dopiero co wróciłem do kraju i
nie miałem żadnych skojarzeń. Im chyba zależało, żebym ja wszedł do finału, bo
w eliminacjach dali pytanie o ułożenie chronologicznie dzieł filozofów, a ja
przecież jestem z wykształcenia filozofem, no ale o tym sza!
Profesor Pod Lupą |
Ale historia! Tak, pan Achmatowicz jest inspirujący + świetny wywiad, czekam na kolejne!
OdpowiedzUsuń