Dzień, w którym dowiedziałam się o koncercie Ricky’ego Martina w Polsce pamiętam jakby przydarzył się wczoraj. Prawdę powiedziawszy, nie byliśmy pewni, czy to nie żart.

Była przecież połowa czerwca, koncert miał się odbyć już 7 września, a dopiero za kilka dni ruszała sprzedaż biletów. To niemożliwe, o bilety na Sheerana musieliśmy walczyć ponad rok wcześniej!
Przekopaliśmy więc internet w poszukiwaniu wiarygodnych źródeł informacji i na szczęście okazało się to prawdą. Nie mogłam w to uwierzyć!!! Ricky Martin, pierwsza miłość sześciolatki, która ukradkiem podbierała siostrze kasetę (i walkmana, a jakże), żeby w każdej wolnej chwili słuchać „La copa de la vida”.


Decyzja była oczywista, nie mogłam przegapić takiej okazji.
Bilety kupiliśmy, jak tylko się pojawiły, a później już tylko odliczałam dni. Koncert odbył się 7 września 2018 w Ergo Arenie w Gdańsku. Oczywiście goniłam wszystkich, żebyśmy jak najszybciej znaleźli się pod Areną, musiałam w końcu stać jak najbliżej sceny. Kiedy więc przybyliśmy na miejsce, mocno się zdziwiliśmy, bo kolejki do bramek były dość krótkie. Upewniając się sto razy, że jesteśmy w dobrym miejscu i pod dobrym wejściem, ustawiliśmy się do jednej z kolejek i czekaliśmy.
Szybko okazało się, że przybyliśmy w dobrym momencie, ponieważ pół godziny później przed Areną stały już tłumy. Od razu zauważyliśmy, że będzie to zupełnie inny koncert niż te, na których bywaliśmy dotychczas - ludzie stojący w kolejkach nie byli, jak to się nam do tej pory zdarzało, piszczącymi nastolatkami. W zasadzie odnieśliśmy nawet wrażenie, że jesteśmy jednymi z młodszych osób, bo znaczna większość to byli ludzie pamiętający ogromny sukces Ricky’ego Martina sprzed kilkunastu lat. I być może był to jeden z czynników, przez które ten wieczór był aż tak wyjątkowy.

Szybko okazało się, że przybyliśmy w dobrym momencie, ponieważ pół godziny później przed Areną stały już tłumy. Od razu zauważyliśmy, że będzie to zupełnie inny koncert niż te, na których bywaliśmy dotychczas - ludzie stojący w kolejkach nie byli, jak to się nam do tej pory zdarzało, piszczącymi nastolatkami. W zasadzie odnieśliśmy nawet wrażenie, że jesteśmy jednymi z młodszych osób, bo znaczna większość to byli ludzie pamiętający ogromny sukces Ricky’ego Martina sprzed kilkunastu lat. I być może był to jeden z czynników, przez które ten wieczór był aż tak wyjątkowy.

Muszę wręcz przyznać, że było to jak dotąd najlepszy koncert na jakim dotychczas byłam.
Przede wszystkim było to niesamowite widowisko. To, co na długo zapadnie mi w pamięć to niezwykle utalentowani tancerze, których zsynchronizowane do perfekcji ruchy hipnotyzowały (oczywiście włączając w to samego Ricky’ego, od którego nie sposób było oderwać wzroku), tańczący na scenie muzycy, wspaniałe efekty świetlne, które ubarwiały każdy z utworów w wyjątkowy sposób i, przede wszystkim, Ricky Martin w szlafroku. O, tak! Do wykonania jednej z ballad przebrał się w szlafrok, czym wywołał tak ogłuszający pisk, że zdawał się zawstydzić nawet jego samego. Śmiem twierdzić, że piszczałam najgłośniej.



Artysta ani na moment nie zwolnił tempa, a nawet spokojne, klimatyczne piosenki dopracowane były do perfekcji i zachwycały nie tylko uszy, ale i oczy. Na koncercie nie zabrakło nawet pięknej i nienarzucającej się wzmianki o fundacji Ricky'ego Martina, która walczy z handlem ludźmi.



Portorykański muzyk co rusz zmieniał stroje i biegał pomiędzy dolną i górną sceną. Świetnym rozwiązaniem była właśnie ta górna scena, czyli dość znaczne podwyższenie na scenie głównej, przez co nawet takie karzełki, jak ja nie miały problemu, żeby w spokoju kontemplować zmysłowe ruchy Ricky’ego.



Nie obyło się również bez niespodzianek! W pewnym momencie koncertu na scenę zaproszono jedną z osobę z publiczności, która tańczyła razem z Rickym i jego grupą. Oczywiście zazdrościłam jak nikt, że nie byłam to ja, ponieważ musiało to być niesamowite przeżycie. Zazdrościłam też, że to nie ja złapałam ręcznik, który piosenkarz (po dokładnym wytarciu kilku części ciała) rzucił ze sceny w stronę publiczności.

I niech ktoś jeszcze raz powie, że nie warto marzyć!
7 września 2018 roku największe marzenie tamtej sześciolatki wtulonej w walkmana siostry się spełniło. To nieistotne, że czekała na jego spełnienie 19 lat. Kiedy zespół zagrał „La copa de la vida”, a z nieba posypało się konfetti, z moich oczu popłynęły łzy. Uświadomiłam sobie, że nawet nie wyobrażałam sobie, żeby tak absurdalny sen jak zobaczenie Ricky’ego Martina na żywo mógł się kiedykolwiek spełnić.
A jednak spełnił się i to w najmagiczniejszej postaci, a ja byłam wtedy najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
M.



Zdjęcia udostępnione w artykule dzięki uprzejmości Michała Dzido z Yes I Do Fotografia 😊
Zdjęcia pierwsza klasa, super. Relacja bardzo osobista. Widać, że jesteś ogromnym fanem.
OdpowiedzUsuńOsobista, to prawda, bo i okazja wyjątkowa :) Wielkim fanem może nie, ale zawsze warto spełniać marzenia z dzieciństwa, nawet jeśli trochę się zakurzyły ;)
UsuńSzalałam za nim będąc w przedszkolu i choć te rytmy dziś mnie nie kręcą to i tak trochę zazdroszczę
OdpowiedzUsuńW tym przypadku było podobnie, dlatego bardzo chętnie poszliśmy na koncert, żeby spełnić dziecięce szaleństwa ;)
UsuńRicky Martin to już legenda. Chyba każdy choć raz słyszał jego piosenki. Super, że udało Ci się spełnić marzenie z dzieciństwa :).
OdpowiedzUsuńDlatego zawsze warto marzyć! :)
UsuńRicky Martin to kompletnie nie moja, muzyczna bajka ;)
OdpowiedzUsuńDlatego na szczęście jest mnóstwo różnych gatunków muzycznych, żeby każdy znalazł coś dla siebie :) A jaką muzykę lubisz?
UsuńJuż po zdjęciach widać, że program musiał mieć super!!
OdpowiedzUsuńCzyli warto mieć marzenia ^^
Tak! Było naprawdę wspaniale. Warto mieć marzenia i je spełniać :)
UsuńJak byłam nastolatką uwielbiam tańczyć do jego utworów :) tyle w nich energii i radości!
OdpowiedzUsuńOch, tak, ja też! I to nawet jeszcze wcześniej ;)
UsuńSuper zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńZasługa Michała Dzido z Yes I Do Fotografia :)
UsuńAaaaaaa! Uwielbiałam go swego czasu i...zapomniałam o nim. Teraz dzięki Tobie (przez Ciebie??) znowu moje serce szybciej zabiło ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie! Mnóstwo ludzi za nim szalało pod koniec lat 90., więc i nas to trafiło ;)
UsuńMuzyka popularna kiedy byłam mała dziewczynką, jednak zupełnie do mnie nie przemawia.
OdpowiedzUsuńWiadomo, każdy lubi co innego. Moje rytmy to są zdecydowanie :) A jaki lubisz typ muzyki?
UsuńDawniej nawet zdarzało mi się go słuchać - ale nie miałam pojęcia, że nadal koncertuje. Fajnie, że koncert zaliczacie do udanych :)
OdpowiedzUsuńKoncertuje, nagrywa nowe hity i daje niezwykłe koncerty - polecamy! ;)
Usuń