
Wciąż nie do końca chcemy wracać do rzeczywistości po pełnym wrażeń początku marca, który dla nas oznaczał wyśmienitą zabawę i mnóstwo nowych doświadczeń, ale poprzedzony był tygodniami przygotowań i ciężkiej pracy nad tym, by wypaść jak najlepiej. Dzisiaj opowiemy Wam o tym, jakie warsztaty prowadziliśmy podczas Fiesta Latina w Halii Gwardii w dniach 2-3 marca, o której pisaliśmy w naszym poprzednim wpisie.
Tajemnicza wiadomość, czyli o tym, jak Latynosi Pod Lupą rozpoczęli współpracę z Halą Gwardii
Tak jak wspominaliśmy, wszystko zaczęło się od wiadomości, która pojawiła się w naszej skrzynce 3 stycznia, kiedy to dostaliśmy propozycję zostania partnerami weekendu latynoamerykańskiego organizowanego w Hali Gwardii w Warszawie. Bez wahania podjęliśmy temat - przede wszystkim była to dla nas świetna okazja do pokazania się szerszemu gronu odbiorców, nie tylko z Wrocławia, gdzie działamy na co dzień. Oprócz tego zawsze jesteśmy całym sercem za takimi inicjatywami, dzięki którym droga za ocean przestaje być tak niesprawiedliwie daleka. Przez pierwsze tygodnie mieliśmy ogromną burzę mózgów, by wymyślić, jakie warsztaty czy zajęcia moglibyśmy zorganizować zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Część pomysłów odpadła po konsultacjach z Halą Gwardii, kiedy dokładniej poznaliśmy charakter tego wydarzenia, jak i samego miejsca, a część została przyjęta niezwykle ochoczo, co dodawało nam skrzydeł. Z jeszcze większą energią zabraliśmy się więc do pracy. Wszystkie warsztaty konsultowaliśmy z naszymi znajomymi latynosami, z którymi pracujemy lub spędzamy czas wolny, żeby przedstawić wszystko jak najbardziej od kuchni, jak najbardziej realistycznie, uchylając rąbka latynoskich tajemnic.

Sobotnie warsztaty Latynosów pod Lupą przebiegały całkiem spokojnie
W sobotę postawiliśmy na warsztaty kulinarne, w których każdy mógł odnaleźć coś dla siebie.

Na pierwszy ogień poszły warsztaty parzenia yerba mate z Latynosami Pod Lupą
Jako że sami kupujemy mate kilogramami, szukamy coraz to nowszych smaków i właściwości i mamy coraz większą kolekcję naczynek i przyrządów do parzenia mate, wybór tego typu warsztatu był dla nas oczywisty. W dodatku sami lata temu poszliśmy na takie warsztaty, na których wszystkiego się nauczyliśmy i stwierdziliśmy, że taka wiedza nie może się zmarnować. W zasadzie idealnie się złożyło, bo akurat kończyły nam się zapasy mate, więc złożyliśmy po prostu nieco obszerniejsze zamówienie - łącznie 3,5 kg mate w 13 rodzajach.
Oprócz samej mate zabraliśmy ze sobą też nasze zbiory naczyń, w których parzymy mate - od zwykłych kubków, przez tykwy, ceramiczne matero, okute palosanto, yerbamos aż po… pomarańczę! Do tego obowiązkowo kilka bombilli i cała masa pozostałego sprzętu, która przyczyniła się do wypełnienia naszego auta po dach.

Oprócz samej mate zabraliśmy ze sobą też nasze zbiory naczyń, w których parzymy mate - od zwykłych kubków, przez tykwy, ceramiczne matero, okute palosanto, yerbamos aż po… pomarańczę! Do tego obowiązkowo kilka bombilli i cała masa pozostałego sprzętu, która przyczyniła się do wypełnienia naszego auta po dach.

Były to pierwsze z sobotnich warsztatów, więc na samym początku odczuwaliśmy lekką tremę, ale już po chwili tak rozkręciliśmy się w opowiadaniu o właściwościach mate i dokładnym sposobie jej parzenia, że zupełnie przestaliśmy się czymkolwiek stresować. Byliśmy w swoim żywiole, szczęśliwi, że ktoś czekał na nasze warsztaty, że przyszło tyle osób i tak fajnie nam się rozmawiało.



Po całej opowieści przyszedł w końcu czas na kulminacyjny element programu - parzenie mate. Każdy wybrał sobie swój smak i odebrał od nas niezbędny sprzęt, po czym zgodnie z instrukcjami przystąpił do działania. Na sam koniec uraczyliśmy się więc pyszną mate, porozmawialiśmy, a z tymi, którzy z nami jeszcze chwilę zostali, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie.

Następnie przyszedł czas na warsztaty guacamole
Na kolejnych warsztatach czekała nas miła niespodzianka - czekało na nie grono dzieci, które nie tylko wiedziały, czym jest guacamole, skąd pochodzi i z czego się je przygotowuje, ale także próbowały już robić guacamole w domu! Byliśmy wniewowzięci. Z dużą pomocą dziewczynek wyjaśniliśmy reszcie grupy historię i ciekawostki na temat guacamole, a także możliwe warianty przepisu. Następnie szybko pokroiliśmy i rozdaliśmy wszystkim składniki i zabraliśmy się do rozdrabniania awokado. Było wesoło! Każdy dodawał takie składniki, jakie mu smakowały, dlatego nie było dwóch takich samych guacamole. Ale jedno łączyło je na pewno - były przepyszne!



Latynosi Pod Lupą robią pokaz drinków latynoskich
Wieczorem postawiliśmy na zajęcia typowo dla dorosłych, w których chcieliśmy poopowiadać nieco o historii i ciekawostkach związanych z niektórymi z latynoskich drinków. Leman, z doświadczeniem i zacięciem barmańskim, nadawał się do tego idealnie. Wybrał i opracował 5 drinków: cuba libre, mojito, piña coladę, daiquiri, caipirissimę. Ku naszemu dużemu zaskoczeniu, na tych warsztatach na początku nie pojawił się nikt. Kiedy jednak przyszła do nas pierwsza grupka, zdaliśmy sobie sprawę, że ludzie błędnie zrozumieli tę część i myśleli, że po prostu sprzedajemy drinki. Swoją drogą okazało się, że z jednym z chłopaków poznaliśmy się we Wrocławiu podczas koncertu zespołu Kumbia Mać (o którym możecie sobie poczytać tutaj i jeszcze tutaj), więc od razu znaleźliśmy wspólne tematy. Tymi warsztatami kończyliśmy nasze sobotnie atrakcje jako Latynosi Pod Lupą. Leman pobiegł się przebrać i niedługo potem Hala Gwardii przepełniła się tańczącymi ludźmi, bo na scenę wkroczył zespół Faustina Calavera.


Dostosowaliśmy się do sugestii Halii Gwardii, żeby niedzielę poświęcić dzieciom i był to strzał w dziesiątkę!
Całe rodziny przybywały z dziećmi do Halii Gwardii, żeby miło spędzić niedzielne popołudnie. Wiele z nich zainteresowało nasze stoisko, z czego byliśmy niezmiernie szczęśliwi.

Ozdoby na meksykański ołtarzyk na Święto Zmarłych to świetny pomysł na zajęcia dla dzieci
Oprócz tego, by dzieci bawiły się u nas wyśmienicie, chcieliśmy również, żeby dowiedziały się czegoś o kulturze krajów Ameryki Łacińskiej. Święto Zmarłych wydało nam się idealne, ze względu na jego różnorodność i zupełnie inny charakter niż ten nasz, polski. Wybraliśmy więc dwa kraje - Meksyk i Gwatemalę.


Warsztaty zaczęliśmy od przygotowywania kwiatków cempasuchil (czyli aksamitek), które zdobią meksykańskie ołtarzyki i nagrobki w tym szczególnym dniu. Akurat w tym przypadku nasze przygotowanie było proste, większość pracy należała do dzieci. Poradziły sobie z tym świetnie, wyszły nam barwne kwiatki, z których część ozdobiła nasz ołtarzyk.




Kolejna część obejmowała wycinanie tzw. papel picado, czyli kolorowych wycinanek z bibuły, którymi również dekorowane są ołtarzyki. Tutaj nasze przygotowanie zabrało nam kilka dni, ponieważ postawiliśmy sobie za cel wyciąć piękne, szczegółowe papel picado, żeby pokazać je dzieciom i ozdobić nimi nasze stanowisko. Wszystko było fajnie dopóki nie spróbowaliśmy wyciąć tych wszystkich maleńkich wzorów na cieniutkiej, delikatnej bibule. Początki były tragiczne, ale nie chcieliśmy się poddać, duma nie do końca nam na to pozwalała. Wycięcie dwóch obrazków zajęło nam około tygodnia, a maciupkie ścinki do dzisiaj odnajdują się w najmniej spodziewanych miejscach w mieszkaniu, mimo ciągłego sprzątania. Mimo wszystko efekty zdecydowanie wynagradzały nasz trud, chociaż wiedzieliśmy już, że z dziećmi na pewno zrobimy uproszczoną wersję, która również wyszła zachwycająco i ozdobiła nasze stanowisko.



Gwatemalskie latawce są idealne, by aktywnie spędzić czas ze swoim dzieckiem

Nie ukrywamy, że zainteresowanie tą częścią przerosło nasze oczekiwania. Ze względu na złożony proces tworzenia latawców, zwłaszcza na styl gwatemalski, nasze własne przygotowanie było przy tej części największe. Obawialiśmy się, że nie zdążymy na czas przygotować wszystkich patyczków, arkuszy bibuły, sznurków i pozostałych materiałów, z których korzystały dzieci. Zarywaliśmy noc za nocą, kładąc się niekiedy o 3-ciej nad ranem i wstając o 6-tej do pracy. Nie było lekko, nie ma co ukrywać, ale wciąż było to coś, co niesamowicie nam się podobało i, choć zmęczeni, nie mogliśmy się już doczekać naszego wyjazdu do Warszawy.
Jeszcze zanim na dobre rozstawiliśmy się w niedzielny poranek, przy stoisku padały pierwsze zapytania o latawce. Ze względu na niewielką przestrzeń, jaką mieliśmy do dyspozycji, a także dość sporą ilość materiałów, które musieliśmy przygotować, zmuszeni byliśmy wprowadzić limit uczestników, który przekroczyliśmy po pierwszych 3 minutach pracy. Nasze latawce były tak naprawdę tylko małymi modelami tego, co tworzy się w Gwatemali (gdzie rozmiary sięgają nawet 15 metrów!). Jako, że przygotowanie szkieletu wymagało większych zdolności manualnych, poprosiliśmy, by każdemu dziecku towarzyszył któryś z rodziców. I tutaj nastąpiło drugie zaskoczenie - odnieśliśmy wrażenie, że to właśnie rodzice mieli największą frajdę. Dla nas najważniejsze było chyba to, że przez pełną godzinę rodzice i dzieci wspólnie spędzili czas i razem stworzyli przepiękne prace.



Piñata zawsze wywoła szał i poruszenie wśród dzieci
W przypadku naszej ostatniej atrakcji, czyli rozbijania piñaty tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać - mógł przecież nie przyjść nikt, a równie dobrze cała zgraja dzieci. Założyliśmy więc, że skoro mieliśmy do dyspozycji tylko jeden stół to na tej podstawie orientacyjnie obliczymy maksymalną liczbę dzieci i dostosujemy do tego rozmiar piñaty. Oczywiście już podczas warsztatów latawców gwatemalskich zdaliśmy sobie sprawę, że będzie o wiele, wiele więcej chętnych - co chwilę ktoś do nas podchodził i pytał, o której będzie rozbijanie piñaty, a wokół niej gromadziły się już dzieci, chcące wybadać, jak dużo cukierków mogło się zmieścić w środku i jak trudno będzie ją rozbić.

Już jakieś 20 minut przed planowaną godziną powstał chaos, nad którym na szczęście udało nam się zapanować. Od samego początku zasady były wszystkim znane - chętni zapisywali swoje imiona na karteczkach, wrzucali je do specjalnej maszyny losującej zwanej sombrero, a my spośród wszystkich zgłoszeń wybieraliśmy trzy osoby, które na zmianę rozbijały piñatę.


Zabawa była przednia. Zgromadziło się wokół nas mnóstwo ludzi, by chociaż poobserwować, co to za zamieszanie i kiedy uda się zbić tę kolorową piñatę. Nie było wcale tak łatwo, ale dzieciaki poradziły sobie doskonale i na koniec wszyscy zajadali się różnokolorowymi cukierkami.


Wszystko, co dobre, szybko się kończy i warsztaty Latynosów Pod Lupą również dobiegły końca
Mamy nadzieję, że wszystkim uczestnikom podobały się nasze warsztaty przynajmniej w połowie tak, jak nam. Bawiliśmy się wspaniale, nauczyliśmy się na własnych potknięciach jak następnym razem to udoskonalić i wróciliśmy do domu z bagażnikiem pełnym nowych wrażeń i doświadczeń. Dziękujemy tym, którzy byli tam razem z nami. Czytacie to? Dajcie znać! Mamy nadzieję, że do zobaczenia wkrótce :)

A może interesują Cię warsztaty dla dzieci? Możemy robić latawce, kolorować, przygotowywać wspaniałe ozdoby, rozbijać ręcznie robioną, tradycyjną meksykańską piñatę i wspaniale się bawić!
Dla dorosłych też znajdziemy coś ciekawego. W Hali Gwardii nie daliśmy rady zrobić warsztatów typowo kulinarnych, ale to też potrafimy. Takie potrawy jak paella, domowa tortilla czy quesadilla nie są nam obce ;)
Zapraszamy do kontaktu!